Czerwonym szlakiem po asfalcie. 45 minut do Małe Żabnice przez Palenice po prawym stoku na Boruc, Prusów do hali. Piękna pogoda, szlak umiarkowany, kilkanaście miejsc widokowych. Trasa bardzo dobrze oznakowana.
W schronisku nic się od lat nie zmieniło - ta sama Pani Jadzia zawsze miła i uśmiechnięta, ceny bardzo przystępne. Na miejscu kilkanaście osób. Wszędzie czysto i schludnie, widać że PTTK nie żałuje pieniędzy na remonty. Jak zwykle piękne widoki z Hali Boraczej.
Małe piwko w myśl zasady, że trzeba coś kupić, jagodzianka i godzinę byczenia się na ławce przed schroniskiem pośród traw i pasących się koni - sielanka. Lekki wiaterek owiewa moją twarz. Nowe buty, jak na pierwszy raz się sprawdziły, ale obtarły prawą kostkę. Teraz w dół już w niezawodnych sandałach keen. Jeszcze się wyrobią. Schodzę do Milówki na PKP. Kolano trzyma się dobrze w połowie trasy. Zobaczymy jak będzie na dole. Jak to wszystko się szybko zmienia - wczoraj z synem drugi raz na festiwalu Ku Przestrodze - a teraz moje piękne góry. Kocham Beskid Żywiecki, planuje kiedyś przejść wszystkie szlaki w tym paśmie gór.
To zła decyzja - 80 % asfaltem. Nie było ciekawie. Dodatkowo, turyści tylko przy schronisku, potem już tylko ja i przyroda: zając, zaskroniec, sarna… Wyjazd za 42,50 zł z tego 29,30 zł bilet. Super. 17 km w 3.35 minut nie licząc postoju na Boraczej. Kolano wytrzymało. Za dwa tygodnie Bieszczady w trzy dni.
Do startu wyprawy zostało 36 dni.